Dzisiaj wybór nie dotyczy tego, czy to polscy piloci zawinili przy katastrofie smoleńskiej lub czy był to zamach, lecz tego, czy rozpad samolotu prezydenckiego dokonał się w powietrzu dlatego, że dopuszczono świadomie samolot z wadą techniczną do takiego lotu, czy też mieliśmy do czynienia z umyślnymi działaniami mającymi na celu zniszczenie tego samolotu w powietrzu. Bo to, że działania nawigatorów rosyjskich i moskiewskich decydentów miały na celu doprowadzenie do katastrofy polskiego samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim i całą delegacją na pokładzie, nie pozostawia żadnych wątpliwości. To jest już oczywiste. http://www.rp.pl/Polityka/309019884-Antoni-Macierewicz-zapowiada-ujawnienie-nowych-nagran-zalogi-tupolewa.html : 01.09.2016
Analiza:
- jeśli dopuszczono świadomie samolot z wadą techniczną do takiego lotu, to działania nawigatorów rosyjskich i moskiewskich decydentów (Benediktow: zniżać do 100 metrów) są dla faktu katastrofy nieistotne: minister ON narażałby państwo polskie już nie na śmieszność (jak to było z posłem opozycji) a na retorsje;
- wywód M. przedstawia jednak alternatywę: mieliśmy do czynienia z umyślnymi działaniami mającymi na celu zniszczenie tego samolotu w powietrzu; alternatywę pozorną, bo jednym tchem odrzuconą: to, że działania nawigatorów rosyjskich i moskiewskich decydentów miały na celu doprowadzenie do katastrofy polskiego samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim i całą delegacją na pokładzie, nie pozostawia żadnych wątpliwości – zakłada ona bowiem, że tylko na „pewnej wysokości” można było (zdalnie) doprowadzić do słynnych „wybuchów” (a zatem samolot z wadą techniczną ODPADA.
Czy istnieje „koło ratunkowe” dla tej nadpobudliwej, szkodliwej ekspresji ministra ON RP?
OWSZEM.
Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć zapowiedź „pochylenia się” nad remontem (ale nie w Samarze!) silników stojedynki (silniki, jak swego czasu już pisałem*, remontowano w NPO Saturn w Rybińsku: czy polskie służby miały świadomość, że remont silników samolotu, którym poruszają się najważniejsze osoby w Polsce, powierzono firmie kontrolowanej przez byłego agenta KGB, przyjaciela Władimira Putina? pytali w 2011 r. dziennikarze śledzący losy – także polskich „ojców” tego remontu http://www.panstwo.net/print/330 ) przez nowo wtedy wybraną „podkomisję” - chociaż jasne jest, że z tego „pochylenia się” nic, poza odszczekiwaniem, wyniknąć nie może** („podkomisja” nie ma nawet uprawnień prokuratorskich dla przesłuchania Dariusza Kamińskiego i jego mocodawców politycznych – nie mówiąc już o dowodach z Rosji).
O ile więc tą drogą nie osiągniemy (obecne władze państwowe) nic „namacalnego” (nawet przy założeniu, że za losy kontraktu remontowego weźmie się nareszcie prokuratura) – o tyle rozwiązanie zagadki katastrofy tupolewa na „zadawalającym poziomie międzynarodowym” (bo o to chodzi w przypadku wypowiedzi ministra ON) jest proste*:
DZISIAJ możemy powiedzieć światu, iż katastrofę spowodował silnik nr 2 (główny)***
Bogiem a prawdą ta konstatacja ma sześć… lat:
Piloci mający wiele godzin nalotów na Tu-154 postanowili zabrać głos po tym, jak premier Donald Tusk publicznie wykluczył możliwość awarii remontowanej w rosyjskiej Samarze sowieckiej konstrukcji. Jak twierdzą, przebieg zdarzeń na lotnisku w Smoleńsku wskazuje na poważne uszkodzenie maszyny.
Do tej pory, ze względu na dobro śledztwa, milczeli. Czarę goryczy przelały jednak coraz bardziej natarczywe i w żaden sposób nieudokumentowane próby obarczania odpowiedzialnością za katastrofę prezydenckiego samolotu z 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku mjr. Arkadiusza Protasiuka. Podobnie jak rodziny katyńskie piloci zwracają uwagę, że na pogrzeb kapitana w Grodzisku Mazowieckim nie raczył się pofatygować żaden z członków rządu. To niechlubny precedens w historii lotnictwa.
Założenie, że prezydencki Tu-154M właściwie do samego kontaktu z ziemią był technicznie sprawny, a winę za wypadek ponoszą piloci, jest co najmniej nie na miejscu - uważają piloci, którzy wylatali wiele godzin na tutkach. W ich ocenie, załoga prezydenckiej maszyny była zespołem znakomitych specjalistów, a przebieg zdarzeń w Smoleńsku wskazuje na awarię maszyny. - To, co się działo z samolotem od wysokości ok. 200 m [zwracam uwagę, że owe "200m" to wiedza pochodząca SPRZED opublikowania tzw. stenogramów!], jest nienormalne i wygląda, jakby piloci stracili sterowność nad maszyną. Jeśli tak, to katastrofy nie dało się uniknąć - oceniają.
"Nasz Dziennik" dotarł do pilotów latających na Tu-154. Nie chcą, by publicznie ujawniono ich nazwiska. Jednak postanowili zabrać głos w dyskusji, widząc, jak ich koledzy po fachu są bezpodstawnie obciążani za spowodowanie katastrofy prezydenckiego tupolewa. W ocenie pilotów, publiczne wypowiedzi m.in. czołowych polityków, sugerujące, że samolot do chwili rozbicia działał bez zarzutów - podobnie jak zakładanie błędu pilotów czy nacisków na nich - są oburzające, szczególnie że nie znamy - a być może nigdy nie poznamy - zapisów z tzw. czarnych skrzynek. W ocenie lotników, to, co działo się przed katastrofą z samolotem, jest rzeczą niebywałą w sprawnie działającej maszynie. (…)Być może doszło do zalodzenia płatowca lub wlotów powietrza do silnika. To prawdopodobne, bo z danych meteorologicznych wynika, że panowały ku temu warunki. Gdyby założyć, że w wyniku zalodzenia doszło do uszkodzenia silnika środkowego, który umieszczony jest nieopodal instalacji hydraulicznej odpowiadającej za przeniesienie sterowania samolotem i uszkodzenia tej instalacji, piloci straciliby kontrolę nad maszyną, zarówno w położeniu horyzontalnym, jak i wertykalnym. W ocenie pilotów, od chwili kiedy Tu-154M znalazł się na wysokości ok. 200 m, z samolotem działy się dziwne rzeczy i wygląda to tak, jak gdyby samolot nie był już pilotowany, a po prostu spadał. Piloci uważają, że także wielkość zniszczeń maszyny przemawia za wersją jej awarii. Ich zdaniem, samolot rozpadł się - ale nie w powietrzu, jak niektórzy sugerują - ale przy kontakcie z ziemią. Pół beczki, jakie wykonał samolot, spowodowało, że kadłub był nierównomiernie obciążony i maszyna już po zderzeniu z ziemią zaczęła się rozrywać - górna część kadłuba jest słabiej chroniona, stąd mogą wynikać wielkie zniszczenia. Mniejsze uszkodzenia maszyny byłyby możliwe, gdyby samolot uderzył o ziemię podwoziem.
Dlatego warto przyjrzeć się katastrofom, jakim ulegały te maszyny. Wiele z nich było właśnie efektem awarii drugiego silnika, który następnie niszczył instalację hydrauliczną odpowiadającą za sterownie samolotem. http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100430&typ=po&id=po01.txt
Od siebie dodam tu tylko zaobserwowane skutki wspomnianej wyżej „półbeczki”:
rozmawiając tam, w Moskwie, z osobami krewnymi, które widziały zmasakrowane ciała ofiar, które - jak opowiadano - miały np. głowy wgniecione w klatki piersiowe http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100429&typ=po&id=po71.txt
Oczywiście „półbeczkę” powiązano z „brzozą”, a nie awarią silnika…
To tyle co do politycznych aspektów „katastrofy smoleńskiej”.
Pozostają jeszcze trzy kwestie faktograficzne:
- pomijając powody ukazywania się postów spod pióra takich „okołolotniczych” członków peowskiej żulii, oczerniającej pilotów tupolewa, jak YKW, Flyga, Klimentowski czy Maciaszczyk (wraz z całą czeredą nielotnych przydupasów) pozostaje rozpatrzyć wkład w wyjaśnianie Tragedii Narodowej prawdziwych „blogerskich śledczych smoleńskich”;
w kontekście powyższego artykułu mielibyśmy zatem:
1. upadającą koncepcję H2M (gdyż – zapewne ku satysfakcji Mańka Grossa – na polance samosiejek leży nasza stojedynka)
2. podtrzymaną (także przez Macierewicza!) koncepcję zamachu na ten samolot (metodą celowej destrukcji silnika nr 2 – choć przecież nie skrzydła!)
3. koncepcję podwójnej „maskirowki smoleńskiej”, polegającej na ukryciu wylotu i katastrofy TRZECIEGO SAMOLOTU DO SMOLEŃSKA (którym wg mojej H3S – był jak40 n/b 047) – której ślady zacierania przez Rosjan widoczne są na filmie 1.24 i kilku znanych (Bild!) lub mniej znanych (publikowałem) fotkach „jakiegoś kadłuba” („jakiś kadłub” widział też Macierewicz, ale nie publikował, bo widocznie to nie był kadłub stojedynki), a którą potwierdza blackout okęcki – i wykluczaniu „technicznej” katastrofy tupolewa.
Hipoteza H3S jest szczególnie „groźna międzynarodowo” i jako taka nie będzie państwowo wyjaśniana, co czyniła tak PO, jak i opozycyjna, a dziś rządząca PiS .
P.S.
Tekst ukazuje się w ramach omówienia wydarzeń politycznych – nie stanowi więc kontynuacji moich analiz smoleńskich, które pozostają zawieszone.
* http://noweczasy.salon24.pl/695532,raport-kameleona
** oprócz wymiernych strat finansowych wynikających z innych zapowiadanych przedsięwzięć, tj. konstruowaniu jakiegoś „modelu aerodynamicznego” za kilka milionów złotych – gdy tymczasem powinno się dokonać badań kompleksowych - mówi prof. Zbigniew Rudy z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego:. W mojej ocenie, suma, którą należałoby wydać na wykonanie wszystkich ewentualnych symulacji związanych z lotem samolotu Tu-154 M i jego rozpadem, mogłaby sięgać nawet 20 mln dolarów. Przy wszystkich wielkich katastrofach - nie tylko lotniczych - tego rodzaje symulacje przeprowadza się http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120620&typ=po&id=po29.txt
*** Szczególnie wnikliwie trzeba zbadać hipotezę kpt. Janusza Więckowskiego, który przeżył podobny wypadek na Tu-154M w czasie burzy i zdołał bezpiecznie wylądować. Należy zabezpieczyć i sprawdzić komorę drugiego silnika, by wykluczyć, czy nie uszkodził on gumowych przewodów trzech systemów hydrauliki, newralgicznych dla sterowania samolotem. http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100710&typ=po&id=po41.txt
Hipoteza tu: http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pilot-tu-154m-mogl-rozpasc-sie-silnik,212108.html (w umieszczonym mat. wideo – od początku do 1.35’)
I tu: https://www.youtube.com/watch?v=hEX22-3dU2Q (od 13.30’ do 14.15)
Ciekawy BRAK dokumentacji w "Raporcie Millera": http://noweczasy.salon24.pl/726594,maskirowicze-wykleci#comment_11844462