propatrian propatrian
1003
BLOG

Epopeja smoleńska: polscy ocziewid’cy na Siewiernym

propatrian propatrian Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Ukazała się nowa, książkowa „opowieść smoleńska” –  warto ją porównać z tą pierwszą, Kraśki:

Z góry przez okno zobaczyliśmy więcej. Wozy strażackie skręcały pod stację benzynową i płot z tyłu lotniska. Do pasa startowego był stąd kilometr, do głównej bramy następne dwa. Dlaczego przyjechała tu straż? Zobaczyliśmy limuzyny, które miały przewieźć delegację spod samolotu do Katynia. Też skręciły pod płot, po czym zawróciły w stronę centrum miasta. Pobiegliśmy do wyjścia. W ostatniej chwili ktoś jeszcze krzyknął, że przyszła depesza o ofiarach, mogą być ranni.

Przy płocie i przy wozach strażackich było już pełno ludzi: strażacy, milicjanci, ci, którzy pracowali albo mieszkali obok. Nie było jednak żadnej z naszych ekip, żadnej z naszych kamer. Zobaczyłem reporterów z innych stacji (…). Po paru minutach przyjechał pierwszy z samochodów Telewizji Polskiej. To Radek Sęp, doświadczony operator, z którym byliśmy razem w Gazie, Kijowie i dziesiątkach innych miejsc. Nic nie mówiąc do siebie, zaczynamy biec. Radkowi nie trzeba nic mówić, jest tak dobry, że moim zdaniem w ogóle nie potrzebuje reportera, żeby zrobić materiał. Obok jest też nasz producent Marek Czunkiewicz. Przed nami stoi zwarty kordon milicjantów, skutecznie powstrzymuje wszystkich, którzy chcą zobaczyć, co się stało. Gdybyśmy zatrzymali się i zaczęli przekonywać, by nas puścili, nic by z tego nie było. Marek jeszcze w biegu krzyknął: – Ja się na nich rzucę, a wy biegnijcie dalej.

Nie bardzo wiedziałem, co miał na myśli, ale z Radkiem po prostu przyśpieszyliśmy. Marek rzeczywiście rzucił się na milicjantów. Skoczył, przewrócił chyba trzech, w tym, jak się potem okazało, dwóch pułkowników.

Piotr Kraśko, „Smoleńsk 10 kwietnia 2010”, G+J Gruner + Jahr, Warszawa 2010, za: http://www.legimi.pl/ebook-smolensk-10-kwietnia-2010-piotr-krasko,b51605.html#bookParts

 

- kolejnego ocziewid’ca smoleńskiego, Marka Czunkiewicza:

Mniej więcej 30 minut po tragedii docieramy na miejsce.(…*) Widzimy wozy milicyjne i strażackie. Wszyscy biegną w kierunku krzaków. My za nimi. Po drodze kątem oka dostrzegam Piotrka Kraśkę. Przyspiesza i równa do nas.

Milicjanci dopiero grupkami ustawiają kordon. Są duże luki. Robią to niespiesznie i wyraźnie widać, że nie  do tego są wyszkoleni. Przed nami tylko czterech lub pięciu. Po czapkach widzę, że szychy. Co najmniej wyżsi oficerowie: pułkownicy, majorowie. Widząc nas chcą zagrodzić drogę. Nie w tym wieku. Panowie. Biegniemy we trzech. Piotrek, Radek i ja. Krzyczę. – Wy po łuku. Ja ich biorę na siebie. Teraz!

Chłopcy odskoczyli i pobiegli dalej. A ja wybiłem się. Rozwarłem ręce i nogi i poleciałem na panów oficerów. Pamiętam przerażenie w ich oczach. Trochę ważę, a przy tym zachowałem się jak wariat. Przewróciłem trzech. Czwartego złapałem i trzymałem. Porwałem mu kurtkę.

Marek Czunkiewicz, „Teatr wojenny. Reportaże. Gruzja, Smoleńsk, Majdan”, Editions Spotkania, Warszawa 2016, za: http://niezlomni.com/strzelaja-ostrych-nastepny-padl-widzialem-zabijali-reportaze-czunkiewicza-ze-majdanu-smolenska-gruzji/

 

Bez niespodzianek, prawda? No… nie było by przecież notki! Jest niespodzianka i to jaka! - bowiem pełny cytat (specjalnie go wcześniej okroiłem, by podnieść dramaturgię – nie, nie tego tekstu, tylko tego przykładu zafałszowań smoleńskich! – okazuje się bowiem, że nie tylko ruscy, ale i polscy ocziewid’cy kłamią jak z nut) brzmi:

*: Mniej więcej 30 minut po tragedii docieramy na miejsce. Już wiem, że zatrzymano Sławka Wiśniewskiego, naszego montażystę, który wybiegł filmować katastrofę

A co łgał w żywe oczy nie tylko widzów i realizatorów filmu**, nomen omen, „Na własne oczy”, ale i w czujne oczy samego Antoniego M. i jego Zespołu P.?

Następną rzeczą, o którą się martwiłem, to że NIKT z ekipy… ktokolwiek inny, nie wie, gdzie ja jestem!

To nie jest, przypadkowy czytelniku (ale i też nie jest, zajadły zwolenniku cfitu, beczki, trotylu, „złego naprowadzania” itd. itp.) drobny szwindel tego Wiśniewskiego (a ruscy to udając, że go nie znali wcześniej, nazwali go w telewizji „Śliwińskim” – chytruski)!

To jest gruba afera, bo:

-  po pierwsze, cała historia Wiśniewskiego (z tym zatrzymaniem, szarpaniną z czekistami i… Cyganowskim***, przechytrzaniem ruskich, godzinnym przetrzymywaniem w gaziku, w końcu i nawet podwiezieniem do hotelu, bo buty ubrudził) wali się jak domek z kart: ledwo bowiem „skończył filmować” (o dziewiątej), a dziesięć minut potem (niech nawet będzie, ze dwadzieścia, Czunkiewicz pewno miał w pamięci „katastrofę o 8.56”) „firma” już wie! no skąd? – zdążyłby się dać ruskim maltretować? zmartwić? i przebrać w hotelu? - nawet Czunkiewicz się połapał, że coś jest nie halo, bo dopisał: Milicjanci szybko wyprowadzili go stamtąd, przez chwilę wahali się, czy nie zabrać kamery i taśmy. W końcu oddali. – ale dopisał niefortunnie, bo jeszcze bardziej go wkopał! To jak to – chwilę tylko się wahali? tak ot, oddali? a skąd mieli jego filmik, co go puścili PRZED naszymi zuchami z TVP?

- co innego oczywiście, gdyby „Sławek” skończył (ruskie mu skończyły) filmować o… ósmej, po ósmej! Wtedy – proszę bardzo: ruskie go męczą, ten film mu zabierają, on się martwi, wreszcie mu „darują”, film oddają, do hotelu odwożą, on lezie na lotnisko, spotyka ludzi z „firmy”, „firma” się dowiaduje, film puszcza i Polska może „zobaczyć katastrofę” (z minutowym poślizgiem, bo oczywiście „gospodarze” mieli pierwszeństwo)…

I to nie jest, przypadkowy czytelniku (ci z nawiasu to już wiedzą, pokazałem im to w notce o Kraśce: http://noweczasy.salon24.pl/658027,siewiernyj-nici-z-transmisji-na-zywo ) „odosobniony przypadek”! Nieprzypadkowo znalazł się tu Kraśko i cytat z jego książki! Bo pisał on też (o spotkaniu z Wiśniewskim): Jako jedyny tamtego dnia rano miał zostać w hotelu. Czekał na ekipy, które przyjadą ze zdjęć, by zmontować ich materiał. Miał dużo czasu, wyszedł więc ze swoją prywatną, małą kamerą przed hotel, by sfilmować przylot prezydenta. Była mgła, chmury, nic nie widział, tylko słyszał nad sobą silniki samolotu. W końcu zobaczył nad drogą za bardzo przechylone skrzydło, a potem usłyszał huk i dostrzegł dym. Pobiegł. Nie był pewny, że to ten samolot. Cały czas miał włączoną kamerę.

- a o której to spotkał tego maład’ca przed hotelem? Ano (jak pisałem w analizie opowiadania Kraśki) około ósmej właśnie! To dlaczego Kraśko potem nakłamał? -  żeby ukryć godzinę „ogłoszenia katastrofy”?  Bo filmik Wiśniewskiego powstał – jak jasno przecież widać – wcześniej: co najmniej trzy kwadranse wcześniej, a przecież nasz tupolew zwyczajnie nie zdążyłby (jak to ujął nasz bohater) „się rozwalić” - chociaż to, co się tam „rozwaliło”  nie przypominało mu jako żywo (ja myślałem, że to jakiś mały samolot) tupolewa… i w tym sęk: sfilmowałby on inscenizację katastrofy? Dlatego Cyganowski (jak zeznał „Sławek”: w grupie rosyjskich funkcjonariuszy był przynajmniej jeden Polak – dobre, co?) polecił ruskom kamerę zniszczyć (nie zabrać – żali się w filmie Wiśniewski – a zniszczyć!) ?

A więc, przypadkowy czytelniku, tak oto dotarliśmy do clou „katastrofy”: kiedy się naprawdę „wydarzyła”? Dlatego właśnie piszę „katastrofa”, „wydarzyła” – w cudzysłowie, bo nikt tego nie wie, nawet chyba… Amerykanie; ale pewne jest, że Amerykanie wiedzą od „zawsze” (a Ty właśnie od teraz), że nie „wydarzyła się” ani wtedy (o tej, niech im będzie, że ostatecznie – bo godzinę sobie „przesuwali”**** – 8.41’), ani tam! Pozwól, że zacytuję… siebie*****:

 

„O której jednak pierwszy Polak "zobaczył co się stało", skoro - jak pisze kol. @Ander: ok. 8:43 na "wieży" zrozumiano ostatecznie, że samolot się rozbił, chwilę potem ponoć zawiadomiono służby p-poż i ratownicze, również prawdopodobnie te, znajdujące się na lotnisku, musiały więc one wyruszyć do "akcji" ok. 8:44 -8:45. - czego mamy potwierdzenie u rosyjskiego źródła: Jak witający na lotnisku zorientowali się, że coś się wydarzyło?- Gubernator razem z przedstawicielem prezydenta, który był na lotnisku, dziwili się z powodu warunków pogodowych, mgły, która się nagle pojawiła, dosłownie w ciągu pół godziny widzialność pogorszyła się do minimum. Że samolot się rozbił, dowiedzieli się od dyspozytora, który powiedział, że samolot zniknął z radarów. - a ten "dyspozytor" musiał dopiero do nich dobiec???

Skoro jednak informowali o "katastrofie" (generał załogę jak-a, choć chyba nie tylko? naczelnik zaś ministerstwo) - ze szczegółami! - na kilka minut przed… przybyciem na miejsce - to skąd wiedzieli? MIELI WIZJE? [tymczasem już o godz.] 8.43– zeznanie D. Górczyńskiego o telefonie do MSZ (samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki)”.

 

- cóż do tego dodać? Przecież to już jasne: zanim „ogłoszono katastrofę” – „nasi” już wiedzieli; wcześniej, duuużo wcześniej! wiedziała część ambasady(pod kierunkiem doświadczonego w boju, jeszcze w Rzymie, Turowskiego), wiedział też „Sławek” Wiśniewski; co wiedzieli? Że TEATRUM jest gotowe… Pozostało im tylko czekać na sygnał od rosyjskiego dyspozytora lotów, „zakołysać się” (określenie amb. Bahra) i… popełnić pierwszy błąd: naczelnik Górczyński zadzwonił do Warszawy za wcześnie! No cóż – nie ma zbrodni doskonałej…

 

Kłamali wszyscy: kłamali „dyplomaci”, kłamał Kraśko, kłamał Wiśniewski (pozostawiam Tobie, przypadkowy czytelniku, przemyśleć, czy aby to on sam nakręcił ten swój „dowód rzeczowy”, czy tylko „dograł głos”****** – bo że dograł „czas akcji” to oficjalnie wiadomo); tymczasem po latach wsypał ich… żądny autorskiej sławy i tantiem Czunkiewicz (przez co i nam skapnęło - dziękujemy!) - i nic już nie pomoże ukryciu zdarzeń – prokuratura musi się wreszcie tym zająć(wreszcie, bo wcześniej, „za demokratycznej Polski”, jakoś nikt  jej nie pobudził do działania), przesłuchać jeszcze raz, na serio, ocziewid’ców, skonfrontować te zeznania z wersją Cyganowskiego (i jego przełożonegoTurowskiego!) …

Jak myślisz – dadzą radę?

 

 

** („10 04 10 Na Własne Oczy”  w wersji 0902 https://www.youtube.com/watch?v=Y2mVvxxxa2A  21.08’ – 21.20’)

*** http://noweczasy.salon24.pl/666957,rejterada,4

**** „Raport Millera” poszedł jeszcze dalej: „około ósmej”! ciekawe, co mieli na myśli ci tuskowi „badacze”… może prokuratura zapyta przy okazji (a będzie ich wiele!)

***** http://noweczasy.salon24.pl/659853,mistyfikacja-katastrofy-smolenskiej-bahr-i-wisniewski-minutaz-relacje-wnioski

****** to słynne ja pierdolę, to nasz! – żebyśmy wątpliwości nie mieli… i wielu nie miało! do dziś! Przy okazji: zabawna jest też historia innej uwagi: czarna skrzynka samolotu! – bo ją akurat zauważył OD RAZU (a tych „ciał” jakoś nie); tymczasem ruskie „nie dały rady” znaleźć, ale nikogo to nie zmartwiło jakby (ocziewid’iec Kraśko relacjonował: Parę godzin później, gdy usłyszeliśmy oficjalny komunikat, że skrzynek jeszcze nie odnaleziono, wiedzieliśmy, że zlokalizowanie przynajmniej jednej z nich trudne nie będzie.) – choć powinno, bo było inaczej, o czym można przeczytać tu: http://noweczasy.salon24.pl/732746,smolensk-dobre-checi-juz-nie-wystarczaja

propatrian
O mnie propatrian

http://noweczasy.salon24.pl/738866,tragedia-smolenska-katastrofa-przed-katastrofa-i-po-katastrofie http://noweczasy.salon24.pl/573148,archiwa-smolenskie-linki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka